POZYCJONOWANIE STRON INTERNETOWYCH
za słuchanie i oglądanie polskch wolnych mediów. Oglądanie i analizowanie wynurzeń takich mężów stanu jak Macierewicz, Szczygło, Niesiołowski, Rokita, Kaczory i dziesiątki innych, nie mówiąc o jakby przy okazji nieuniknionym kontakcie z hienami medialnymi to prosta droga do nieba lub przynajmniej do czyśca. Niestety Pan Daniel musi gdyż żyje z tego. Ja nie muszę, więc odczuwam ogromny komfort. Pierwszy raz w moim długim życiu zbudowałem mur odgraniczający mnie od ponurej i obrzydliwej rzeczywistości dzisiejszej Polski. Nie zupełnie, pozostawiłem sobie kilku wybranych autorów i wydawnictw. Ankieta PO obnaża sens niebytu tej formacji. To zlepek odrzutków ideowych, którzy chcą sie nadal bawić nie bardzo wiedząc jak i w co. Ankieta jest głupia, głupie więc mogą być odpowiedzi. Smutna ta opozycja. Stan niemocy opozycyjnej wypromował do władzy totalitarystów w niejednym państwie. Cytowana ankieta przestraszyła mnie na serio. Między jej wierszami zieje pustką restauracja Polska Warszawa intelektualną mjącą swe źródła w bezideowości. Ci panowie nie są nawet pragmatykami władzy. Pragmatyk nigdy nie obnaży swej ignorancji – idzie w zaparte udając intelektualistę – jak PiS. Dlatego pragmatyk jest skuteczny. Sypnięcie biedniejszym emerytom od 150 do 350 zł raz na rok to mały koszt neutralizacji ich nieadowolenia. PiS restauracja Włoska Warszawa umie to zrobić, PO na jego miejscu zadyskutowałaby się na śmierć na temat złego stanu finansów publicznych… Czy partia liberalna może pytać o wolność aborcji – ta wolność należy przecież do kanonów liberalizmu, do kanonów wolności jednostki ludzkiej, chyba że ma się wątpliwości czy kobieta taką jednostką ludzką jest… Szkoda, że Pan tę ankietę upowszechnia. Ona świadczy dowodnie, że przed PiSem jeszcze długie lata rządów. Mieszkam za granica 25 lat, ciaglem zylam marzeniami o powrocie do Polski. Ale tak od ubieglego roku to juz niekoniecznie…Te poglady, ci zdemoralizowani ludzie, ktorzy jak by nie bylo rzadza krajem prawie 40-milionowym. Gdy czytam o tych 40 miliionach to lzy mi sie cisna same do oczu: wystarczy wyjsc na polska przecietna ulice, iluz na niej starszych ludzi, wyniszczonych, chorych. ledwo sie poruszajacych, bez dostepu do opieki zdrowotnej, czesto bez srodkow do zycia, I mam tu na mysli przyzwoitych ludzi, ktorzy po przepracowaniu 40-45 lat allbo i wiecej musza zyc z 800 zl miesiecznie! Nie wspomne o ludziach ktorzy zostaja po prostu sami, bo dzieci juz nie ma, bo malzonek juz odszedl, i co dalej? Braci Kaczynskich to nie interesuje, bo Swiatynia Opacznosci jest wazniejsza niz jakis konkretny program opieki nad starszym pokoleniem. No tak juz teraz to tylko wierzyc w opatrznosc i wszystkie problemy sie same rozwiaza! Do repertuaru numerów cyrkowych dodałbym coś, co wydaje się przeoczeniem, albo potwierdzeniem faktu, że horyzont czasowy, w którym swobodnie poruszają się ludzie z tak zwanych „newsroomów” wynosi najwyżej 48 godzin; co było wcześniej, nie istnieje. Otóż padły słowa, chyba z natchnionych ust jakiegoś członka PiSu, że dla jednej jedynej pani Gronkiewicz -Waltz nie będzie się zmieniać ustawy, to absurd, śmieszność, coś , co się może zrodzić tylko w niedowarzonej głowie. Jakoś nikt nie przypomniał ani dziennikarze ani chociażby Platforma Obywatelska (to budynie), że w sprawie pana komisarza Kochalskiego (potem podmienionego na pana komisarza Marcinkiewicza) ustawę jednak zmieniano.
W kraju, którego prezydent mówi: „Chrześcijański, czy katolicki system wartości jest jedynym powszechnie przyjętym systemem wartości w naszym kraju i on nie ma alternatywy” przeznaczenie 40 mln zł na Świątynię Opatrzności Bożej już nie dziwi, to jedynie smutna konsekwencja rządów IV RP. W naszym kraju prawo jest stosowane bardzo surowow stosunku do samorządowców, którzy spóźnili się z oświadczeniami majątkowymi (BTW: czy TK nie mógłby stwierdzić niezgodności tej ustawy z konstytucją, skoro za błędy samorządowców płaci w bezsensowny sposób i niewspółmierny do popełnionej winy społeczeństwo). Ci sami posłowie są natomiast bardzo wyrozumiali, jeśli chodzi o naruszanie zakazu finansowania pozycjonowanie stron Warszawa przez państwo budowy kościołów. Na pewno Pan nie pozwoli, zacznę więc sam działać jako słuszny wirus na stronie, która jest jawną (niestety) trybuną działania układu, agentów, łżeelit i innych wykształciuchów.
Zacznijmy od typowego pytania. Kto za tym stoi?
Już pierwsze słowa mojego mail’a są odpowiedzią na to retoryczne pytanie, przejdźmy więc do następnego.
Komu to służy? Tutaj odpowiedz jest równie łatwa.
Oczywiście nie służy to imperialistom amerykańskim i innym, którzy podstępnie usiłowali zaciągnąć nas do Davos, narażając tanie państwo na krociowe wydatki na dyrdymały, a nie na Świątynię, służy to nędznym resztkom dawnego ustroju, które usiłują zdyskredytować nasze wspaniałe sukcesy w dziedzinie państwa prawa i sprawiedliwości.
Prawo zawsze winno działać w interesie społeczeństwa, jak to się stało z specustawą warszawską, dzięki której stolica otrzymała najlepszego komisarza w swoich powojennych dziejach. Przyznaję z bólem (od bicia się w piersi), że jakże łatwo oderwać się w Diasporze od polskich realiów. Rycerze Gedeona, Księga Sędziów, Madianici – my nie studiujemy takiej literatury. Ale chyba rozumiem o co idzie. Rozumiem to tak: mimo naszych najliberalniejszych preferencji, aby Polska rosła prywatyzacją i obcym kapitałem, to jednak rozliczenie przeszłości jest zadaniem pierwszorzędnym i pierwszoplanowym. Tyle że jakie rozliczenie? Jakaż prywatyzacja, na jakich zasadach obcy kapitał, takowoż zastanowić się warto jak rozliczyć polską przeszłość. Byłbym za tym, aby rozliczyć ją dogłębnie, czyli nie stawiać pod pręgierzem ludzi, nie chłostać wybranych na łapu capu, albo nawet – z pomocą boską – prawdziwie sprawiedliwie, a raczej wyprzeć się metod z przeszłości, zapomnieć o możliwości ich stosowania, wykorzenić mentalne do nich przywiązanie. To byłoby rozliczenie, nie szwoleżerskie – szwadrony Gedeona tu, szwadrony Ojca Dyrektora tam, szwadrony Dobrego Wujaszka Premiera wszedzie indziej – lecz byłoby to rozliczenie pokojowe, socjaldemokratyczno-konserwatywno-feministyczno-librealno-chadeckie.
Działalność podejrzanych blogerów, sterowanych przez określone wrogie siły nie przeszkodzi w dalszych sukcesach, świadczą o tym osiągnięcia
komisji kierowanej przez wybitnego specjalistę od wojskowego wywiadu i kontrwywiadu.
Najwyższy czas, by „dziennikarze” po czterdziestce idąc za przykładem pewnego przestępcy giełdowego, zaszyli się w Puszczy Białowieskiej i tam
odziani w skórę żubra, żywiąc się korzonkami pokutowali w ciszy (medialnej) za grzechy młodości.
Pan ani słowem się nie zająknął o ofiarnej pracy Pana Premiera,
który nie szczędząc sił i lewej ręki czuwa nad pomyślnością solidarnego społeczeństwa.
Tyle na początek działalności wirusowej.
Tylko zasady etyki dziennikarskiej wzorowane na redaktorach „Wprost”, zresztą szykanowanych przez sądy o określonym pochodzeniu i wrodzone dobre maniery pozwalają mi na zakończenie Jestem zdziwiony skąpstwem naszych parlamentarzystów. Przeznaczyli na pomnik pychy i megalomanii „tylko” 40 mln złotych. Toż to skandal i afera. Natychmiast należy dokonać nowelizacji budżetu i zabrać i zabrać emerytom kolejne 40 mln. To kwestia smaku. Nasze opinie polityczne, które tu wyrażamy kształtuje w rzeczywistości estetyczna intuicja. Nastawienie do rzeczywistości to przede wszystkim kwestia smaku. To pierwotne, swego rodzaju intuicyjne, nastawienie estetyczne i emocjonalne. W gruncie rzeczy nastawienie irracjonalne. Bo sposób, w jaki sobie tłumaczymy nasze nastawienia, w jaki tłumaczymy je innym, racjonalnie, używając argumentów etycznych, ekonomicznych, społecznych, politycznych, historycznych, religijnych – jest wtórny. Jest racjonalizacją.
Nasze intuicyjne, omalże instynktowne nastawienie i reakcje (bo to jak odbieramy świat) zależy w ogromnej mierze od dyspozycji charakteru i temperamentu. Wyssaliśmy je z mlekiem matki. Odbiór rzeczywistości zależy też od naszych doświadczeń i wychowania, wyniesionych z domu. Wyciskają one wzorzec reagowania, interpretowania, wyobrażania, na resztę życia. Nie jesteśmy świadomi, lub tylko w niewielkim stopniu, tego decydującego działania tak potężnych w nas sił. Ale zdajemy sobie sprawę z efektów działania tych sił, to znaczy z naszych wyborów, i szukamy ich racjonalnych objaśnień. W znacznej mierze jest to determinizm i niewiele wydaje się tu miejsca na wolną wolę (wybór!). Bo jeśli tak wiele zależałoby od naszej woli, to dlaczego tak stali jesteśmy w naszych upodobaniach, przez całe życie?
A więc to kwestia smaku. A potem zawsze przychodzi czas na szukanie uzasadnienia. Wytłumaczenia. Właśnie, racjonalnego tłumaczenia. Bo w istocie powoduje nami swego rodzaju poczucie estetyki. Kwestia smaku.
We mnie odrazę budzi reakcja rozwydrzonej tłuszczy zakapturzonych „dresów i kiboli”, i sekundujących im bojówkarzy, reakcja symbolizująca zwierzęcą potrzebę bycia w większości, w tłumie, w stadzie. Czuję jakąś intuicyjną niechęć do ordynarnego wymiaru społeczeństwa. Kwestia estetyczna w istocie. Kwestia smaku.
Krótko po objęciu stanowiska obecny minister kultury i dziedzictwa narodowego zapewnił w prasowym wywiadzie, że w pracy nie będzie kierował się względami ideologicznymi. Otóż myślę, że nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie. Cóż mógłby takiego ideologicznego zdziałać w kulturze? A jeśliby zdziałał, jaki to, oprócz krótkotrwałego i powierzchownego, miałoby wpływ? Nie tu widzę groźbę, a właśnie w kwestii smaku. Bo to będzie minister od Kossaków, ułanów na koniach i bogoojczyźnianej tromtadracji. Minister od kultury łatwej i – dla większości – przyjemnej. Nie z powodów ideologicznych, ale dlatego, że taki jest, jak przypuszczam, jego gust. Minister od dziedzictwa narodowego, sprawdzonego od pokoleń mitu, jedynie prawdziwego, jedynego znanego większości, zgodnego z poczuciem estetyki tej większości – bo przecież tejże estetyki jest owo dziedzictwo narodowe źródłem. Cóż, kwestia smaku. Ministra i większości. (Nawet zaangażowanie ministra kultury (sic!) w opracowanie planu deubekizacji, choć pachnie ‘kulturkampfem’, też jest kwestią smaku. Jego.)
A czy z ideologicznego zacięcia wynika, że w najpiękniejszym kościele mojego miasta, patronującym duszpasterstwu ludzi kultury i sztuki, z pompą wystawiono niebywały moim zdaniem (także jeśli chodzi o wymiary) kicz, dzieło profesora miejscowej akademii, przedstawiające, oprócz motyli, pszczół i błękitnego tła, hagiograficzne wizerunki lokalnych notabli i luminarzy rzeczonej kultury i sztuki, którzy to notable i luminarze wzięli udział w stosownej dyskusji panelowej, skwapliwie relacjonowanej przez miejscową prasę? I czy ideologii to wina, że w tym samym mieście awangardową sztukę i kulturę upycha się po różnych zakamarkach, o ile nie jest właśnie ścigana z powództwa cywilnego albo z urzędu lub pikietowana przez bojówki partyjne? A jednak to nie ideologia. To kwestia smaku. Większości.
Czołowy referent stanowiska partii rządzącej w dyskusji nad statusem rodziny, wiecznie rączki całujący parlamentarzysta, dumny jest z tego, że lał swych synów. Dla ich dobra. Jestem pewien, że większość słucha go ze zrozumieniem, a i prawa żadnego pan poseł nie przekroczył. Ot, kwestia smaku. Szarmancki wobec pań, stanowczy wobec urwisów.
Jeśli głowa państwa uważa (w wywiadzie prasowym sprzed intronizacji), że skoro pewien światopogląd jest światopoglądem ogromnej większości Polaków, to dlatego jest to światopogląd naturalny, co znaczy – jeśli rozumiem intencję – jedyny właściwie prawomocny w tym społeczeństwie, to nie wewnętrzna ‘logika’ takiego mniemania mnie przeraża, ale właśnie ukryty w takim poglądzie brak smaku.
Język. Politycy z jesiennego nadania może nieco lepiej niż poprzedni komunikują swe pozorne plany, ujawniają – rzekome, jak się potem okazuje – zamiary, kamuflują kłamstwa. To przecież zadanie polityków. Ale ich język! Toż to dobrze znana nowomowa! Na dodatek, teraz jeszcze w atrakcyjnej formie „tabloidowej”, z awansu społecznego. Wyświechtane frazesy w co drugim zdaniu nie służą przekazaniu żadnych istotnych, nowych informacji. Mają chyba tylko nieustannie potwierdzać stadną homeostazę, tożsamość grupową, nieobecność obcego, upewniają siebie i swą grupę, że tu wszyscy „sami swoi”. A więc to ciągłe ‘pochylanie się’ nad wszystkim i wszystkimi, czy to ma sens czy nie. Każdy jest teraz ‘szczery aż do bólu’, choć, jako żywo, żadnego bólu u żadnego z tzw. polityków nie widziałem. Decyzje podejmuje się ‘na radzie’, dyskutuje się ‘na klubie’. Wszyscy teraz ‘głęboko wierzą’, że jutro będą mogli dać odpowiedź na pytania zadawane dziś. Dźwięki dobrze znane, działające przez swą częstotliwość i amplitudę, ale nie przez jakikolwiek sens wnoszony do dyskursu. Może wkrótce usłyszę ‘żeby Polska rosła w siłę, a ludzie . . .’. Czy jest w takim życzeniu coś nagannego? Nie. To tylko kwestia smaku.
O Radiu Maryja nic powiedzieć nie mogę, bo go nie słucham. Kwestia smaku.
Gdy przeczytałem onegdaj w prasie, że wysoka urzędniczka gabinetu prezydenta określiła jako oburzający (o ile dobrze pamiętam sformułowanie) fakt, że były prezydent (deklarujący ateizm czy też agnostycyzm) nie klękał i nie żegnał się w podczas tej części uroczystego zaprzysiężenia nowego prezydenta (deklarującego swój katolicyzm), która odbywała się w świątyni katolickiej, to myśl, że oto powstaje państwo wyznaniowe była tylko mało w gruncie rzeczy oryginalną konstatacją wobec podstawowego uczucia niesmaku, jaki mnie ogarnął. Wrażenie czysto estetyczne.
Istnieją w nas, trwałe przez całe nasze świadome, a przynajmniej dojrzałe życie, głęboko zakorzenione nastawienia. Każdy argument, bez względu na jego wartość „obiektywną” (jeśli w ogóle coś takiego istnieje) służy tylko „subiektywnej” interpretacji, potwierdzeniu tego, w co już intuicyjnie, „estetycznie” wierzymy. Nie zmieniamy poglądów. Oczywiście, mówimy różne rzeczy w różnym czasie i w różnych sytuacjach. Ale najbliższych naszej istocie poglądów nie zmieniamy. My je tylko racjonalizujemy i intelektualizujemy. Odrazę czy uwielbienie czujemy do tego samego, przez całe życie. Decyzję, na kogo głosować „podjęliśmy” na długo przed kampanią wyborczą. Jaka to decyzja, powie nam najlepiej nasza sympatia lub antypatia odczuwana do kandydata czy partii. I nasza decyzja przy urnie wyborczej. Ale ta decyzja została podjęta już dawno. Na podstawie czynników niewiele mających wspólnego z formalnymi deklaracjami politycznymi kandydatów do urzędu. Nasz wybór to – kwestia smaku. Emerytom są tepieniądze kompletnie niepotrzebne.
Co do spotkania w Davos. Panie Danielu a o czym dwa nasze kartofle nie znający języków obcych mogli by tam rozmawiać? O Wielgusie, o „porażających” danych dotyczących WSI, o radyjku pewnego klechy
sączącym nienawiść, faszyzującej partii koalicjanta czy o temperamentach buhajów członków koalicjanta drugiego. Nie, nikt w Davos tego by nie słuchał bo spotkanie dotyczy przede wszystkim przyszłości naszego świata. Na taką rozmowę trzeba jednak inteligencji, intelektu, wiedzy i oczytania a nie rozumku małycheśli chodzi o panią Hanne Grokiewicz-Waltz, to w mej opinii tylko ona jest główną winowajczynią tego zamieszania. Wyszukiwanie notatek jej urzędnika jakoby świadomie zostali „wpuszczeni w maliny” przez urzędnika Wojewody, po tym jak inne tłumaczenia nie chwytały (mąż nie tu prowadzi działalność itp.) jest dosłownie dziecinadą nie licującą z jej wysokim urzędem. Nie chcę już komentować wypowiedzi Premiera o tym że zostało złamane prawo, bo kolejny raz się kompromituje, jako że tylko sąd jest władny decydować o tym (w państwie prawa).
Natomiast już zupełnie krew mnie zalewa, gdy za tego typu zabawy muszę płacić ja jako podatnik, a nie osoby które wywołują te spektakle. Jeszcze raz nasi kochani posłowie (wszystkich opcji), pokazali że w zakresie stanowienia prawa, zdolni są jedynie do tworzenia nonsensownych bubli.
Najkuteczniejszym, a jednocześnie najprostszym sposobem dyscyplinowania wykonawstwa porządkowych obowiązków jest odpowiedzialność finansowa tych którzy do czegoś są zobowiązani. Nie negując potrzeby składania oświadczeń majątkowych, ustawa winna przewidywać najpierw karanie finansowe (dowolnie wysokie) za każdy dzień zwłoki, by dopiero po określonym czasie sięgać do sankcji pozbawiania mandatów. Gdyby Pani HGW wiedziała, że za dwa dni spóźnienia z oświadczeniem straci np. 20% należnych jej poborów, to jestem przekonany, że oświadczenie to byłoby złożone na wiele dni przed terminem i nie wysyłała by swych urzędników z głupimi pytaniami do Wojewody.
Nawiasem mówiąc powyższa wypowiedź L. Kaczyńskiego przeszła przez media niezauważona, a szkoda, gdyż wiele mówi o „poszanowaniu” konstytucji przez najwyższą głowę w państwie. W ten sposób prezydent nawet nie ukrywa, że chce być prezydentem tylko tych Polaków, którzy wyznają jeden określony system wartości. A co mają zrobić pozostali obywatele?


  PRZEJDŹ NA FORUM